Gotye – Boardface (2003) [Recenzja]

Artystów jednego przeboju było w historii muzyki rozrywkowej wielu. Rzadko bywa jednak tak, że w ich dorobku jest więcej ciekawych propozycji muzycznych. Tak było w przypadku Gotye, na którym ciąży miano autora utworu Somebody That I Used To Know. Tymczasem okazuje się, że już pierwsza płyta Australiczyka z belgijskimi korzeniami to niezwykle interesujący, niedoceniany materiał.

Historia muzyka dość prosta. Wszystko zaczęło się od samplingu. Wykrawając kawałeczki dźwięków i łącząc je z innymi, już na początku lat dwutysięcznych, tworzył pierwsze utwory. Rozsyłał je później do lokalnych, australijskich rozgłośni. Kompoyzcje typu Lordy Momma czy The Better Of Me nigdy jednak nie doczekały się pełnoprawnego wydania – wyciekły jedynie na YouTube. To było elektroniczne granie w stylu downtempo, z wokalami ograniczonymi do minimum, często samplowanymi ze starych płyt winylowych.

Boardface było pierwszym projektem muzycznym Gotye na tak dużą skalę. Płyta rozpoczyna się od Out Here In The Cold. Kompozycja bazuje na samplach orkiestrowych, słyszymy również instrumenty dęte, trąbkę. Utwór zachowany w rytmie walca cechuje melancholijny, kameralny klimat. To rzecz popowa, z wyraźnie zarysowanymi refrenami, ale mająca swój niebanalny charakter. Imponuje przede wszystkim aranżacja i sposób, w jaki muzyk połączył wszystkie puzzle tak, by tworzyły spójną całość. True To You to trip hopowa propozycja. Mamy tu elektroniczny puls, wsparty samplowanymi smykami i ujmującymi, przeszywającymi syntezatorami. Pojawiają się tu również sample kenijskiego instrumentu ludowego nyatiti z utworu Kothbiro Ayuba Ogady. Co ciekawe, wokal należy w tym przypadku do Christine Auriant. Gotye nie czuł się jeszcze na tym etapie pewnie jako wokalista i oddał część partii wokalnych innym. Ciekawie zastosowano przestery – zostały nałożone na wokal w zwrotkach (tym samym odbierając im dolne pasmo) oraz na powtarzany sampel gitary elektrycznej. Niebanalna kompozycja. The Only Thing I Know to utwór bazujący na charakterystycznym motywie gitary i dynamicznym, prostym rytmie. Rozbudowany, ponad siedmiominutowy kawałek, jest rzeczą najmocniej zbliżoną do rockowego grania. Jednocześnie można ocenić go jako najmniej spójny spośród całego zestawu utworów. Na "opadającej gitarze", jak opisuje sprawę sam autor płyty, zagrał tu Ben Spaull. Co ciekawe, kompozycja została włączona później do europejskiego wydania kolejnej płyty studyjnej Gotye, Like Drawing Blood. Pojawiła się tam najprawdopodobniej na prośbę wytwórni, w miejsce A Distinctive Sound – eksperymentu dźwiękowego, wykluczonego z wydania. Mimo tego, że Boardface to płyta mało przebojowa, ma jedną, niepodważalną zaletę – chwytliwe, melodyjne refreny. Tak jest również w przypadku mrocznego Wonder Why You Want Her. W tym przypadku mamy do czynienia z mocno zadymioną muzyką, lekko przyprawioną orientem. Mroczna gitara z efektem tremolo Tima Downeya jest wspaniale uzupełniana przez dramatyczne smyki oraz oryginalnie brzmiące perkusjonalia. Gotye, tu ponownie również w charakterze wokalisty, śpiewa nisko, niemal szepcząc. Dynamika utworu zmienia się dopiero w trzeciej minucie, gdzie do gęściej pojawiających się smyków, dochodzi intensywny rytm. Majstersztyk aranżacyjny. 

What Do You Want? To chyba najbardziej „radiowy” utwór z wyraźnym podziałem na zwrotki i refreny oraz żywym tempem. Udanym rozwiązaniem jest połączenie brzmienia rimshotów perkusyjnych z akcentami gitarowymi. Bohaterem kompozycji są również sample orkiestry – oprócz smyków słyszymy również m.in. dźwięki mandoliny. W kompozycji pojawiają się również sample z utworu The Transylvania Polka znanego z Ulicy Sezamkowej, a także recytowane i humorystyczne wstawki. Jedna z nich to odliczanie „one, two, three, four” przed refrenem, wykrzykiwane przez bliżej nieznany chórek. Utwór płynnie przechodzi w Out Of My Mind, gdzie zaskakuje nas rytm reggae na dwa i cztery. Genialnie uzupełniają go sample trąbek oraz kontrabas Michaela Arvanitakisa (który ma nawet miejsce na solówkę). Tu wokalistką jest Michaela Alexander. Kompozycja nieszablonowa, uzupełniana dodatkowo przez nietypowe dźwięki syntezatora, mogące kojarzyć się z sonarem. Ciekawym rozwiązaniem, które zagęściło rozhuśtany rytm, było dodanie osobliwego, elektronicznego pulsu, granego ósemkami, w końcówce. Dodało to swoistego niepokoju do tej na pozór przystępnej kompozycji. 

Szum winyla – nie mamy wątpliwości co do rodowodu płyty. Z charakterystycznego przeskakiwania wyłania się szum morza i melancholijny fortepian. Rozpoczyna się Here In This Place, tym razem kawałek w rytmie brazylijskiej bossa novy. Została ona jednak podana w bardzo przestrzennej formie. Gotye, ponownie w roli wokalisty, również tutaj nie szuka gór, znanych z późniejszych płyt, które nasuwały skojarzenia ze Stingiem. Drugim bohaterem utworu jest ciepły, romantyczny motyw, grany na saksofonie przez Bena Brazila. Co jednak ciekawe, po zagęszczeniu rytmu, zabiegu typowego dla Gotye, saksofon ląduje na dwóch bocznych kanałach i w panoramie stereo zaczyna solo, momentami bardzo intensywne. Płytowe "creditsy" opisują instrument jako "saksofon strzępiący gardło" – bardzo trafnie. Po ostatniej frazie „here comes the storm” utwór przechodzi niemałe przeobrażenie. Wraca melancholijny motyw fortepianu, który znamy już z intra. Pojawiają się dramatyzujące chórki oraz przeszywający syntezator. Z plażowego klimatu przenieśliśmy się w sam środek ulewy i burzy. Utwór płynnie przechodzi w krótki przerywnik Waiting For You. Przestrzenne syntezatory uzupełnia melancholijny tekst, a w refrenie – sample patetycznego chóru oraz posępne trąbki. Całość, wciąż w ulewie, podsumowują dźwięki harfy. 

Loath To Refuse rozpoczyna się mrocznymi, ale ujmująco przestrzennym smykami. Intro gęstnieje, ujawniają się orkiestralne wstawki oraz sample odtworzone od tyłu. Pojawia się rytm tworzony przez elektronikę i perkusjonalia. Jest również subtelny bas (gra na nim wieloletni współpracownik Gotye, Lucas Taranto) i wysokie, syntezatorowe wstawki. Przy mikrofonie ponownie Michaela Alexander. Utwór, pomimo kameralnego charakteru i dość błahego tematu (relacje damsko-męskie) ma naprawdę dramatyczny charakter. Szczególnie w refrenie, gdzie wspaniale brzmią wokale – ta sama linia melodyczna została nagrana podwójnie (ang. doubletracking). Kolejnym świetnym zabiegiem jest dodanie do drugiej zwrotki smyków z intra. Daje to efekt pojawienia się znanych dźwięków już przy pierwszym przesłuchaniu. Dużo się tu dzieje. Wymienić warto jeszcze solówkę na perkusjonaliach, oraz wyciszony, drugi refren, w którym zrezygnowano z wyraźnie zarysowanego rytmu. Całość kwituje powtarzana partia basu. Genialnie zaaranżowany utwór. Nie kończymy z posępnym klimatem. Noir Excursion to propozycja bazująca – a jakże – na dźwiękach orkiestry oraz samplach zespołu Milesa Davisa ze ścieżki dźwiękowej do filmu Ascenseur Pour L'Echafaud. Tu warto wspomnieć o intrygującym tekście piosenki (śpiewa Auriant). Bohaterka utworu spotyka człowieka, który zabiera ją w podróż autostopem i ma „walizkę pełną kłamstw”. Przekonał kobietę, by zdjęła tablice rejestracyjne w aucie i sama pojechała dalej w umówione miejsce. Miała za to otrzymać połowę pieniędzy znajdujących się w walizce. Jak się okazuje, samochód był kradziony, kobietę zatrzymała policja, w walizce nie było pieniędzy, a nieznajomy faktycznie obrabował bank. Atmosfera i rytm gęstnieje – powtarza się tekst refrenu „take this car, drive downstate (…)”. Wraca w niespodziewanym momencie. Lata później, gdy kobieta zapomniała już o tej przedziwnej historii, usłyszała te same słowa od mężczyzny w rozmowie z kolejną kobietą. Bardzo udany pomysł. Ciekawym rozwiązaniem jest również udział Gotye w chórkach refrenów. Śpiewa dokładnie to samo, co główna wokalistka. Baby to z kolei mroczna propozycja oparta na samplach z Blasphemous Rumours Depeche Mode. To rodzaj ballady, z pokaźnym udziałem fortepianu oraz sampli orkiestry. Całość kończy delikatne Waiting For You. To rodzaj kameralnego outra z samplem orkiestry i syntezatorami. Całość wybrzmiewa w strugach deszczu, do spokojnego wyciszenia.

Boardface pokazuje kilka prawd. Gotye kapitalnie bawi się rytmami, gatunkami muzycznymi, dynamiką utworów. Korzysta również z rzadko spotykanego muzycznego humoru, stosowanego w nienarzucających się dawkach. Utwory o optymistycznym zabarwieniu są kapitalnie przełamywane melancholią oraz mrokiem. Kompozycje zostały gęsto, ale nieprzesadnie zaaranżowane. To nieszablonowe struktury, dodatkowo uzupełnione przez bardzo dobry, przestrzenny miks. Warto odkryć tę płytę, choć nie jest to proste, bo nadal nie ma jej chociażby na Spotify. Nic dziwnego, że w kolejnych latach, przy okazji premier następnych płyt, talent muzyka został dostrzeżony na światową skalę. 

WERDYKT: ★★★★★★★★★ – przełomowa płyta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz