Coldplay – Ghost Stories (2014) [Recenzja]

Po radosnej płycie Mylo Xyloto i ogromnej trasie koncertowej zwieńczonej filmem Live 2012, Coldplay, jeden z najpopularniejszych, wpółczesnych zespołów rockowo-popowych, przedstawił światu Ghost Stories, zdecydowanie mniej komercyjny album. Mimo tego płyta osiągnęła światowy sukces i ze szczątkową promocją nowej muzyki na żywo, wylansowała kilka przebojów. Co tym razem zwróciło uwagę fanów?

Wyróżnikiem Ghost Stories wśród poprzednich płyt brytyjskiego zespołu jest na pewno klimat. Wszystkie kompozycje są spójne instrumentalnie i stylistycznie. Przestrzeń wydaje się być słowem klucz. Album otwiera ballada Always In My Head, przepełniona chłodnym brzmieniem syntezatorów i gitary elektrycznej Jonny'ego Bucklanda z nałożonym efektem echa. Nie jest to typowy popowy otwieracz, utwór jest bowiem bardzo refleksyjny. Mimo wszystko spełnia swoją rolę i wprowadza słuchacza w klimat płyty. Magii dodają jej przede wszystkim niekonwencjonalne utwory. Przykładem może być akustyczny Oceans, w którym podstawą brzmienia jest gitara akustyczna i pulsujące sample. Poruszającą partię wykonuje falsetem Chris Martin, lider zespołu, znany ze swojego wysokiego rejestru. Całość uzupełnia przeszywająca partia melotronu, instrumentu imitującego brzmienie orkiestry produkowanego w latach 60. XX. wieku. Kolejnym bardziej ezoterycznym nagraniem jest Midnight, oparty na przestrzennych samplach i efektach dźwiękowych odtworzonych od tyłu. Struktura utworu stopniowo się zagęszcza, a w jej punkcie kulminacyjnym pojawia się również potężny bas. Wokal Martina został tutaj przepuszczony przez Vocoder i brzmi wyjątkowo posępnie. Na Ghost Stories jest też miejsce na radiowe przeboje. Jednym z nich jest Magic, oparty na kameralnym basie Guy'a Berrymana i mocnym rytmie elektronicznej perkusji Willa Championa. Utwór ma łatwą do zapamiętania linię melodyczną, ale nie przypomina typowego, radiowego singla. Jest bardzo spokojny i melancholijny. Jego przeciwieństwem jest A Sky Full Of Stars, zbudowany na fortepianowym motywie. To typowa, klubowa piosenka. Cechuje ją charakterystyczne narastanie, budowanie napięcia przed wejściem głownego motywu (w trakcie którego, w założeniu, wszyscy mają skakać). Przez to jest to utwór bardzo przewidywalny, pusty i niepasujący do klimatu płyty. W poszukiwaniu klasycznego brzmienia Coldplay najlepiej odwołać się do Ink oraz True Love. Są to niedługie kompozycje, z charakterystycznymi refrenami oraz gitarowymi zagrywkami. Ogromnym plusem jest także bardzo przestrzenne i wysmakowane brzmienie syntezatorów. Płytę uzupełnia jeszcze niczym nie wyróżniający się Another's Arms oraz zamykająca zestaw, poruszająca ballada O. Opiera się wyłącznie na dźwiękach fortepianu i delikatnym wokalu Martina. Może kojarzyć się z "She's a Rainbow" Stonesów. Warto podreślić na albumie obecność ambientu. Album rozpoczyna się i kończy instumentalnymi wstawkami z partiami kobiecych wokali. Ich brzmienie oparte jest na basie i syntezatorach. Oceans przechodzi natomiast w instumentalną ilustrację, opierającą się na dźwiękach przepuszczonych od tyłu oraz odgłosach bicia dzwonów i szumu morza.

Ghost Stories to bardzo nurtujący i nieoczywisty album. Czerpie przede wszystkim z muzyki elektronicznej, ale nie brakuje na nim utworów o rockowej konwencji. Nie jest też łatwy w odbiorze, widać bowiem, że członkowie zespołu nie bali się eksperymentów i szukali nowych brzmień. Niepowtawrzalne utwory przeplatają się jednak z kompozycjami, które niczym się nie wyróżniają i są albumowymi zapychaczami. Trzeba jednak przyznać, że płyta jest bardzo spójna stylistycznie i jest to jej olbrzymia zaleta.

WERDYKT: ★★★★★★★ - interesująca płyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz