Mimo że nowy materiał nagrał ekspresowo, na album trzeba było czekać ponad dekadę. Rino De Patre, włoski gitarzysta jazzowy, specjalnie dla Czynników Pierwszych mówi o tym, jak powstawały kompozycje z nowej płyty "Sound Of The Rainbow". "Lubię porównywać proces twórczy do kalejdoskopu, który przechwytuje promienie słońca i przetwarza w nieograniczone kompozycje kształtów i kolorów" mówi De Patre. Poznamy również szczegóły jego wyjątkowej współpracy z Dominiciem Millerem.
Marcin Obłoza: Czy pamiętasz swoje pierwsze, muzyczne
kroki?
Rino De Patre: Po raz pierwszy usłyszałem dźwięk gitary
klasycznej, będąc u wujka. Miałem osiem lat i gitara od razu wzbudziła moje zainteresowanie – ze względu na szczególny kształt, ale także jej brzmienie. Wujek nauczył mnie grać akordy w pierwszej pozycji. Od tamtego
momentu nigdy nie rozstałem się z gitarą. Moje pierwsze występy miały miejsce w kościołach, w trakcie uroczystości religijnych. Grywałem również w garażu z zaprzyjaźnionym perkusistą. Jeszcze później zmontowałem zespół
i zacząłem występować w salach tanecznych, na imprezach pod chmurką, w pubach...
W 2010 roku zaprezentowałeś "The
Dawn From My Heart". Dlaczego nagrałeś album z gitarą solową, bez wsparcia innych muzyków?
Stworzenie płyty w samotności było dla mnie czymś naturalnym. To
była konieczność, potrzebowałem takiego wymiaru i brzmienia, żeby wyrazić swoje emocje. Lubię brzmienie gitary solo, bez akompaniamentu – jest intymne i osobiste. Jedynym dodatkiem były nałożone partie grane na tej samej gitarze. To może być na przykład kwestia użycia otwartego stroju, by
poszerzyć spektrum dźwięków lub dodać do
kompozycji głębi. Dzięki takim zabiegom brzmienie staje się bliższe temu, co
podpowiada mi serce.
Jak wygląda twój proces komponowania? Co rozpoczyna w twoim przypadku prace nad nowym utworem? Charakterystyczny motyw, pomysł
na konkretny klimat czy może coś, czego doświadczyłeś albo zobaczyłeś?
Inspiracja może przyjść w każdym miejscu i czasie. Często
wyobrażam sobie kompozycję, gdy – niezależnie od miejsca, w którym się znajduję
– nieświadomie gram coś abstrakcyjnego. Zamykam oczy, nie myśląc za dużo.
Wchodzę w swoisty trans. Gdy moja świadomość wychwytuje melodię lub motyw,
otwieram oczy i wracam do rzeczywistości. Czuję, że dzieje się coś cudownego,
poprawia mi to nastrój, dzięki temu dzień staje się lepszy. Rodzi się nowy
utwór, więc na tym etapie muszę być "świadomy". Nagrywam nową rzecz na
smartfona lub mały dyktafon, by utrwalić pomysł. Rozwijam go później, buduję
strukturę kompozycji i aranżuję harmonię. Lubię porównywać proces twórczy do kalejdoskopu, który przechwytuje promienie słońca i przetwarza w nieograniczone
kompozycje kształtów i kolorów.
Jak wymyślasz tytuły gotowych kompozycji? To spore wyzwanie,
żeby znaleźć odpowiedni tytuł instrumentalnego utworu. Czy nawiązują one do twoich inspiracji?
Tytuły to efekt moich inspiracji, to melodie
przetłumaczone na słowa. Faktycznie, nie jest to łatwe. Czasami pokazuję nowe kompozycje osobie mającej w sobie "muzyczną empatię", by zasugerowała mi odpowiedni tytuł.
Minęła dekada i w
2021 roku zaprezentowałeś nowy album – "Sound Of The Rainbow". Jak wyglądał proces tworzenia nowych kompozycji?
Tak naprawdę nigdy nie przestałem pisać nowej muzyki.
Pomysły, które pojawiły się po wydaniu pierwszego albumu, są naturalną ewolucją
mojej kreatywności. Pisanie muzyki to dar. To dla mnie także potrzeba – taka sama, jak oddychanie. Po wydaniu "The Dawn From My Heart" uświadomiłem sobie, że mam naturalną
zdolność komponowania. Dzień po dniu aranżowałem kolejne utwory, skupiając się
na tym, co czuję, gdy je gram. Rezultatem jest "Sound Of The Rainbow".
Jak wyglądał proces
nagrywania albumu? Zarejestrowałeś cały materiał w krótkim czasie czy zbierałeś
kolejne nagrania przez wspomnianą dekadę?
Mimo że faktycznie minęło dziesięć lat od nagrania
debiutanckiego albumu, napisałem nową muzykę w ciągu kilku lat. Gdy była już taka
możliwość, nagrałem całą płytę w trzy dni.
Dlaczego tym razem
zdecydowałeś się nagrać nową muzykę wraz z zespołem?
Po prostu lubię brzmienie, które mogłem osiągnąć z moim
świetnym zespołem. Część utworów napisałem specjalnie z myślą o kolegach, którzy
mogli dodać do nich nowe kolory, rytmy, perkusjonalia. Stworzyć takie brzmienie, które
spowodowało, że utwory zabrzmiały dokładnie tak, jak sobie je wyobrażałem.
Przykładami mogą być: Il Cerchio, La Tarantella, Il Sogno i tytułowy Sound Of
The Rainbow, który zamyka album.
Dwie z nowych
kompozycji – La Strada i Cave Of Crystal – to duety z Dominiciem Millerem,
gitarzystą znanym m.in. z występów ze Stingiem. Skąd pomysł na taką współpracę?
Spotkałem go w 2008 roku, gdy grałem solowy koncert na festiwalu
gitarowym nieopodal Mediolanu. Nie wiedziałem, że siedzi wśród publiczności. Po
wszystkim podszedł do mnie i pogratulował występu. Zapytał, czy napisałem
wszystkie kompozycje, które grałem. Powiedział, że chętnie pozostanie w
kontakcie, tak, by móc ze mną współpracować i grać. Przesłałem mu swoje utwory.
Spotykaliśmy się później kilka razy i zaproponował mi swój udział w nowych
kompozycjach, które napisałem. Dlatego też przekładaliśmy sesje nagraniowe, gdzie
Dominic zagrał ze mną we wspomnianych dwóch kawałkach. Rok po studyjnych
nagraniach, wystąpiłem z nim na dwóch koncertach w ramach jego włoskiej trasy. Zagraliśmy wspólnie utwór Do You Want Me z jego pierwszego albumu „First
Touch”. To było wyjątkowe doświadczenie, które zapamiętam do końca mojego życia. Mam
nadzieję, że będę miał w przyszłości kolejną możliwość występu z Dominiciem, bo
grając razem, zbudowaliśmy harmonię i dobrą więź.
Czy jedna z twoich
nowych kompozycji, La Tarantella, jest inspirowana włoskim tańcem ludowym?
To sugeruje tytuł, ale również pierwsze nuty i charakterystyczny, ciągły rytm.
To zdecydowanie najbardziej włoska z kompozycji. Powstała w naturalny,
spontaniczny sposób. Nie zależało mi na tym, by faktycznie napisać "tarantellę"
– po prostu wychwyciłem chwilową inspirację. Zdecydowałem się włączyć ten utwór do
programu płyty, ponieważ to hołd złożony
znanemu, włoskiemu stylowi tanecznemu, który mam we krwi.
Jak opisałbyś muzykę,
która trafiła na twój najnowszy album?
Chcę, by wywoływała dobre samopoczucie. To moje
przesłanie nadziei. Wolę opisywać swoją muzykę, grając ją na żywo, niż o niej opowiadać. Niemniej, ciekawią mnie przemyślenia słuchaczy. Dlatego zbieram wiadomości, myśli i odczucia,
którymi dzielą się ze mną odbiorcy. Dokładnie rok po
wydaniu albumu, planuję opublikować ich przemyślenia.
Używasz tego samego
modelu gitary, co wspomniany Dominic Miller. Dlaczego wybrałeś tę
charakterystyczny instrument z mniejszym pudłem rezonansowym? Przez wzgląd
na brzmienie, które chciałeś dzięki niej osiągnąć?
Przez lata grałem na tradycyjnej gitarze klasycznej, która
nie była zbyt wygodna. Słuchałem, jak Dominic gra na gitarze Yairi Torres i
oczarowało mnie jej brzmienie oraz kompaktowy rozmiar. Znalazłem egzemplarz w sklepie muzycznym w Mediolanie. To mój instrument pierwszego
wyboru ze względu na łatwość gry i – przede wszystkim – jego barwę. Niełatwo
jest znaleźć ten model w Europie, dlatego byłem szczęściarzem, że znalazłem go właśnie w Mediolanie. Poznałem również dystrybutora marki Yairi na rynek francuski, Roberta Harveya,
który jest profesjonalistą i ma wyjątkową wiedzę dotyczącą modeli, produkowanych przez tę firmę.
Można znaleźć go na portalu Reverb: https://reverb.com/fr/shop/k-yairi-guitar-specialist.
Na koniec mały raport
dotyczący kondycji włoskiej muzyki. Jakich muzyków jazzowych mógłbyś polecić
słuchaczom?
We Włoszech zawsze wrzało od ciekawych wykonawców i
wyjątkowej muzyki. Byłoby nie w porządku, gdybym wymienił tylko kilku z
nich. Czasami mam wrażenie, że brakuje odpowiednich struktur, które pomagałyby nowym talentom w zaistnieniu. Nie wdając się w szczegóły – bycie
muzykiem we Włoszech nie zawsze postrzegane jest jako praca. Trudno jest budować swoją muzyczną przyszłość, nie mając drugiego zawodu, niezwiązanego z muzyką.
Jestem jednak optymistą. Dzięki technologii, z której możemy korzystać,
wytrwałości i dozie szczęścia, możemy wysłać swoją muzykę w każdy zakątek
świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz