Wybitny fortepianista jazzowy wystąpił w niedzielny wieczór
w Narodowym Forum Muzyki. Jego koncert był ostatnią atrakcją tegorocznego
Jazztopadu. Zdobywca czternastu statuetek Grammy i Oscara zaprezentował
słuchaczom półtoragodzinną dawkę syntezatorowych efektów dźwiękowych oraz
fortepianowej wirtuozerii.
Zanim
wrocławscy melomani zdążyli ochłonąć po sobotnim koncercie Charlesa Lloyda,
dzień później na scenie sali głównej pojawiła się inna legenda jazzu. Hancock
usiadł przy klawiaturze syntezatora i otworzył swoje show przestrzennym
pejzażem Overture, który budował napięcie i nabierał dynamiki dzięki nerwowemu
rytmowi perkusisty Trevora Lawrence’a Juniora. Muzycy grali nieprzerwanie przez
dobre pół godziny. Bohater koncertu stawiał na kompromis pomiędzy elektrycznym
instrumentem a fortepianem. Co ciekawe, na scenie grał również drugi
klawiszowiec. Głównym instrumentem Terrace’a Martina był vocoder, który
zamiennie nadawał kompozycjom rytm lub tworzył tło do solówek Hancocka. Martin
z powodzeniem grał również na saksofonie. „To dosyć dziwne połączenie instrumentów”
rzucił w pewnym momencie lider zespołu. Hancock był w wyśmienitym nastroju. Po
zagraniu kilku kompozycji przedstawił wszystkich muzyków i żartował ze swojej
popularności. Żartował również muzycznie, grając na samplach ludzkich odgłosów,
m.in. krzyków. Klawiszowiec nie zamykał się na żaden gatunek muzyczny – w jego
grze można było doszukać się nawet latynoskich smaczków czy ambientu. Lawrence
Junior bardzo często decydował się na granie rytmów zaczerpniętych z hip-hopu.
Zespół uzupełniał James Genus, który nieustannie nawiązywał kontakt z widzami.
Hancock zaprezentował pełną gamę swoich umiejętności. Jego wirtuozeria była
wyczuwalna przede wszystkim w trakcie gry na potężnym fortepianie. Muzyk często
sięgał również po brzmienia clavinetu (m.in. w Actual Proof), fletu oraz
fortepianu elektrycznego stylizowanego na lata 80. Zaskoczył eteryczny Come
Running To Me, w którym wirtuoz zdecydował się na zabawę z vocoderem i
przepuścił przez niego swój wokal. Był to jedyny utwór z tekstem. Na koniec
występu Hancock zostawił najbardziej znane utwory. Cantaloupe Island zostało
przyjęte z niemałym entuzjazmem widowni. Pokaz swoich umiejętności dali tu
wszyscy muzycy po kolei, a Martin z powodzeniem dorównał partii saksofonu z
liczącej ponad pięćdziesiąt lat wersji studyjnej. Na bis Hancock sięgnął po
keytar i niczym rockman zagrał Chameleon. Publiczność zgromadzona w Narodowym
Forum Muzyki zgotowała instrumentalistom owację na stojąco.
To był
koncert jedyny w swoim rodzaju, ukazujący wszechstronność Hancocka oraz bardzo
dobre zgranie całego zespołu. Klawiszowiec sięgnął po młody skład, który
wcześniej miał sporo doświadczeń z popem i hip-hopem. Co więcej, panowie
rozumieją się na tyle dobrze, że Hancock zapowiedział w trakcie koncertu swoją
nową płytę. Jej producentem będzie Terrace Martin, a z mediów społecznościowych
wiemy, że proces nagrywania już się rozpoczął. Blisko osiemdziesięcioletni
Hancock wciąż zaskakuje, inspiruje i zachwyca swoją formą fizyczną. Publiczność
pożegnał serią podskoków wykonywanych do kolejnych uderzeń perkusji. To był
bezkompromisowy występ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz