Nick Mason's Saucerful Of Secrets – Berlin 2018 i Warszawa 2019 [Relacje]

Dwa różne koncerty, inny klimat, podobne emocje. Czas na podsumowanie projektu Saucerful Of Secrets, stworzonego przez Nicka Masona. Perkusista Pink Floyd wspólnie z przyjaciółmi przedstawił szerszej publiczności serię niebanalnych koncertów. Ich program opierał się bowiem na muzyce floydów wydanej do 1972 roku. Nie ma więc miejsca na materiał z The Dark Side Of The Moon, Wish You Were Here czy The Wall.

Projekt debiutował serią kameralnych koncertów w Wielkiej Brytanii. Cztery koncerty w niewielkich klubach spotkały z się z bardzo dobrym przyjęciem, więc pomysł rozszerzono o dodatkowe, europejskie już daty. Do Berlina Nick trafił w 2. tygodniu trwającej trasy koncertowej. Intrygował nie tylko dobór samych utworów, ale również muzyków towarzyszących perkusiście na scenie. "Floydowego" brzmienia miał pilnować Guy Pratt, który od 1987 roku występował z Pink Floyd, a później w ramach solowych projektów Davida Gilmoura. Niewątpliwą "gwiazdą" zespołu był z kolei Gary Kemp, gitarzysta kojarzony z formacją Spandau Ballet. Rolę drugiego gitarzysty otrzymał Lee Harris, brytyjski gitarzysta powiązany z anonimową w Polsce grupą Blockheads. Największą niewiadomą był producent i klawiszowiec Dom Beken, który miał niezwykle trudne zadanie – odwzorować charakterystyczne partie klawiszowe Richarda Wrighta. W Berlinie szybko okazało się, że zespół częściowo odrzucił jednak brzmienie ówczesnego Pink Floyd, decydując się na własną interpretację znanych utworów. 

Przed koncertem w Berlinie

Po serii psychodelicznych dźwięków Saucerful Of Secrets otworzył koncert charakterystycznym riffem Interstellar Overdrive. Zespół potraktował utwór "po swojemu", kondensując miks chaotycznych motywów w pięciu minutach. Co ciekawe, Harris zdecydował się również na cytat z innego utworu Pink Floyd z lat 60. – Julia Dream. Swoją paletę brzmień zaprezentował również Beken, który oprócz organów, brzmiących podobnie do wrightowskiej Farfisy, wybrał współczesne, syntezatorowe brzmienia. Pierwsze wrażenie – to "ta" muzyka, ale z wyraźnym sznytem jej nowych wykonawców. Podobnie było w Astronomy Domine, gdzie na pierwszy plan wyszła gra Harrisa. Brzmieniowo nawiązywał do partii Syda Barretta. Wokalne obowiązki zostały z kolei podzielone między brytyjski akcent Pratta i melodyjny głos Kempa. Wracając do głównego bohatera wieczoru – widać było w nim wielką radość z gry. Warto przypomnieć, że oprócz pojedynczych występów z Rogerem Watersem i  reaktywacji Pink Floyd, nie występował na pełnoprawnej trasie koncertowej od 1994 roku. Z drugiej strony, w Berlinie słychać było pewną nerwowość. Nick miewał nierówne wejścia w takty i lekko gubił się w przejściach na tomach. Był to jednak wyraźny przejaw nieogrania – rok później, w Warszawie wybijał rytmy perfekcyjnie. Zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, Lucifer Sam zamykał część setu poświęconą debiutowi Floydów – The Piper At The Gates Of A Dawn. Utwór wypadł agresywniej i intensywniej w stosunku do oryginału. Kolejne minuty zostały poświęcone muzyce z początku lat 70.

Występ w Tempodromie

Jednym z najjaśniejszych punktów wieczoru był Fearless, w którym rolę głównego wokalisty przejął Kemp, a zupełnie nową solówkę na fortepianie dołożył Kemp. To niezwykłe, że Pink Floyd nie grał nigdy na żywo tego niezwykle udanego utworu. Dopiero w 2016 sięgnął po niego na chwilę Roger Waters. Właśnie dla takich momentów warto było stworzyć projekt o nazwie Saucerful Of Secrets.
Chwilę później potężne brzmienie syntezatora zwiastuje Obscured By Clouds. Brzmienie elektroniki Bekena było zbliżone do oryginału, jednak klawiszowiec dodał od siebie nowe, tajemnicze solówki z nałożonymi pogłosami. Zgodnie z nagraniem studyjnym, utwór przeszedł w riffowe When You're In, a Beken ponownie zasiadł do obsługi syntezatora. Połączenie otwierające album Obscured By Clouds było grane przez Pink Floyd jedynie w trakcie krótkiej serii koncertów w 1972 r. Tu, w nieco krótszej wersji, Mason znakomicie przypomniał te niebanalne brzmienia. Zespół sięgnął również po wiernie zagrane Arnold Layne oraz Vegetable Man. Drugi z wymienionych utworów, napisany przez Syda Baretta, nigdy nie został ukończony. I faktycznie, ten dwuminutowiec zabrzmiał wyjątkowo surowo, został zagrany wręcz z punkową energią. Co ciekawe, uzupełniły go nowe syntezatory. Sięgnięcie Kempa po gitarę klasyczną zwiastowało If. W połowie akustycznego utworu, na fanów czekała jednak niespodzianka. Szumiące talerze Masona przerodziły się w... Atom Heart Mother. Utwór legendarny, odrzucony przez Pink Floyd niedługo po jego wydaniu, jeszcze przed erą The Dark Side Of The Moon. W oryginale kompozycja została wykonana ze wsparciem orkiestry i chóru. W Berlinie i Warszawie muzycy przedstawili skróconą, ośmiominutową wersję klasyka, bazując na brzmieniach stricte rockowych. Nie zabrakło odgłosów dźwiękowych rodem z westernów, pojawiły się również kapitalne solówki, wiernie odwzorowane przez Harissa. Jedynym słabym ogniwem okazała się partia Bekena na padzie imitującym chór. Faktycznie, w oryginale pojawił się chór, ale partia mogła zostać potraktowana smaczniej – np. sięgając po zupełnie inny instrument. Tym bardziej że zespół Masona nie bał się zmian – nową solówkę w duchu oryginału Gary Kemp przedstawił na gitarze klasycznej. Radosną atmosferę jamu przerwała repryza If. The Nile Song, jeden z ulubionych utworów Guya Pratta (włączenie go do setlisty forsował już nawet przed trasą On An Island Gilmoura), był jego momentem popisowym. Basista wzmocnił brzmienie swojego Fendera Precision overdrivem i wykrzyczał treść zwrotek. To był zdecydowanie najbardziej rockowy moment obu koncertów. 

Koncert na warszawskim Torwarze

Dużym plusem było Green In The Colour, w którym Beken zagrał nową solówkę na pianinie, która wzbogaciła kompozycję. Nowością był również bridge z bluesującym graniem Kempa oraz nowym motywem basowym Pratta. To nie było wierne oddanie gry floydów, choć wykonanie miało w sobie wiele z ducha historycznego zespołu. W momencie, gdy rozbrzmiewało charakterystyczne intro Let There Be More Light, w Tempodromie nie było już kilkudziesięciu, o ile nie kilkuset osób. Zachęceni hasłem "Heartbeat of Pink Floyd" i nie doczytawszy na plakacie zwrotu "Early music" wyraźnie zawiedli się na prezentowanej setliście. Inaczej było w Warszawie, gdzie pomimo obaw o frekwencję, dopisała uważna i oddana rzesza odbiorców. Zespół kontynuował swoje show. Let There Be More Light z charakterystycznym motywem basowym było kolejnym popisem Pratta. W Warszawie basista sięgnął nawet po zabawną, kiczowatą gitarę, która nawiązywała budową do instrumentów zespołów metalowych. Stojący nieruchomo gong został w końcu zatrudniony – po pałkę sięgnął Mason, rozpoczynając hipnotyzujące Set The Controls For The Heart Of The Sun. Niezwykle udane, niespieszne, intensywne i wielokolorowe. Wersja nawiązywała do wykonań z 1969 i 1970 roku, gdzie floydzi dawali sobie dużo przestrzeni na eksperymenty – również w arytmicznej części środkowej. Przestery gitary i szumy basu uzupełniły basowe syntezatory. Szczególnie odczuwalne były one w Warszawie – przy okazji najniższych dźwięków ubrania falowały, jak na mocnym wietrze. Ciekawą rolę miał również Kemp, grający legato z pomocą elektrycznego smyczka E-bow, dodatkowo uzupełniając swoją grę o mnogość pogłosów. Do ich uruchamiania miał nawet specjalny mikser. See Emily Play to przebojowy kawałek, który przypomniał słuchaczom o etapie floydów, którzy grali niczym The Beatles. Podobnie było w dziecięcym Bike. W One Of These Days ponownie przed szereg wyszedł Guy Pratt. Jego partia, a szczególnie moment improwizacji przed kulminacją, przypomniał grę z późniejszych tras Pink Floyd z lat 80. i 90. Partię gitary lap steel odegrał Harris i ponownie należy pochwalić go za wyjątkowo wierne brzmienie względem oryginału. 

Warszawa – od lewej: Guy Pratt, Nick Mason (który z okazji ostatniego koncertu zaplanowanego w ramach trasy założył koszulę hawajską i doczepił sztuczne wąsy) i Gary Kemp.

Na bis zespół zagrał utwór "tytułowy" – A Saucerful Of Secrets. Kompozycja została przemodelowana. Przede wszystkim, w drugiej części, charakterystyczny motyw perkusji został zagrany wyłącznie na werblu, przez co utwór stracił na dramaturgii i dynamice. Brakowało szaleńczego tempa i agresji Masona z wykonań sprzed lat. Beken uzupełnił całość o atonalny fortepian i sample szarpanych strun. W ostatniej części, czyli Celestial Voices, po partii "chóralnej", odtworzonej wyłącznie przez Kempa, nowością była również jego solówka. Klasyczna, w stylu Davida Gilmoura z późniejszego okresu (Wish You Were Here? The Division Bell?) była uwieńczeniem obu wieczorów. To był świetny moment – szczególnie w pierwszych rzędach, gdzie do chóru włączyła się publiczność. Mimo wszystko mam jednak wrażenie, że to Set The Controls było utworem kulminacyjnym, dla którego wszyscy zebrali się w berlińskim Tempodromie i warszawskim Torwarze. Na pożegnanie zespół wykonał jeszcze Point Me At The Sky, wdzięcznie kończąc koncert, podkreślając ostatnie słowo w tekście: "goodbye". 

Warto dodać, że w 2019 roku setlista zespołu została rozszerzona. W pierwszej części koncertu pojawiło się Remember A Day w kameralnej, nieco akustycznej wersji z gitarą klasyczną. Oryginał przypominała jednak piskliwa gitara grana techniką slide oraz motyw fortepianu. Śpiewający Pratt zadedykował w Warszawie ten utwór córce Ricka Wrighta, Gali, która była obecna na Torwarze. Niezwykle udane wykonanie. W drugiej części polskiego występu pojawiło się Childhood's End z Obscured By Clouds. Rasowy, gitarowy utwór, zyskał nowe partie. Rytm wybił w intro elektroniczny puls, a główny motyw został uzupełniony o wokalizę Kempa i Pratta – z przeciętnym skutkiem. Mimo wszystko, uzupełnienie setlisty o dodatkowe utwory było zdecydowanym plusem występu na Torwarze. 

Warszawa

To były dwa niezapomniane koncerty – o zupełnie innym charakterze, niż solowe występy Davida Gilmoura i Rogera Watersa. Nick Mason żartował wręcz w Tempodromie, że nie są "australijskim Rogerem Watersem", ani "duńskimi Gilmourami". Perkusista bardzo wdzięcznie wstrzelił się z repertuarem pomiędzy dwóch pozostałych, wciąż grających członków Pink Floyd, odrzucając  najbardziej znane utwory, nagrane po 1972 roku. Z jednej strony wspaniale jest widzieć Masona, który wciąż czuje prawdziwy głód występów na żywo. Z drugiej strony, mniej znany materiał pozwala na większą dozę eksperymentów i nadanie mu własnego sznytu. W takim Money już sam brak wah-wah nałożonego na fortepian elektryczny wzbudziłby niedosyt fanów. Projekt Nick Mason's Saucerful Of Secrets można podziwiać na wieloformatowych wydawnictwach "Live At Roundhouse". W przyszłym roku – jeśli pandemia na to pozwoli – Mason wróci do Polski na koncert w Łodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz