Jonathan Wilson – Dixie Blur (2020) [Recenzja]

Dziesięciu dni potrzebował Jonathan Wilson na nagranie nowego albumu. "Dixie Blur" to spontaniczna podróż do korzeni amerykańskiej muzyki – z uwzględnieniem country, akustycznych ballad i rockowych aranżacji rodem z lat 60. To także zupełne przeciwieństwo skrupulatnie tworzonej poprzedniczki – płyty "Rare Birds", gdzie utwory miewały niezliczoną liczbę nakładek. Jonathan Wilson, producent i gitarzysta współpracujący m.in. z Laną Del Rey, Elvisem Costello czy Rogerem Watersem, udowadnia, że mniej znaczy więcej. 

Płyta rozpoczyna się od melancholijnego akordu Just For Love. To wiernie zrekonstruowany cover hippisowskiego zespołu Quiksilver Messenger Service. Dużo akustycznych instrumentów – fortepian, gitara akustyczna i rockowa sekcja rytmiczna. Utwór ozdabiają "dźwięki ameryki" wydobywające się z gitary lap steel, a nad konstrukcją utworu powabnie unosi się partia grana na flecie przez Jima Hoke'a. To zapowiedź tego, co czeka na nas w kolejnych minutach albumu. Tempo płyty jest zróżnicowane, choć moim zdaniem najciekawiej robi się przy okazji wolniejszych ballad. Wilson ze swoją stonowaną grą na gitarze i matowym wokalem idealnie wpasowuje się w klimatyczne brzmienia, które mogą być kojarzone z dokonaniami Johna Prine'a czy Davida Crosby'ego. Tak jest w 69 Corvette, gitarowej balladzie opartej na graniu techniką fingerstyle. To opowieść/wspomnienie o rodzinnym domu. Melancholijny tekst uzupełniają przestrzenne brzmienia skrzypiec i gitary lap steel. Podobnym klimatem cechuje się jeden z najciekawszych utworów na płycie – Korean Tea. "Would you like to come to my house and play records/ and drink the rest of this Korean Tea?" – Wilson nie jest wybitnym tekściarzem, ale taki wers otwierający automatycznie przyciąga uwagę słuchacza. Ballada, oparta na melodyjnym motywie przewodnim, to sześć minut klimatycznego grania na światowym poziomie. Stonowane brzmienia znajdziemy również w New Home, w którym bazą są gitary i fortepian. Co ciekawe, na tym drugim zagrał Drew Erickson – klawiszowiec, którego Wilson zaciągnął kilka lat wcześniej do zespołu Rogera Watersa, basisty Pink Floyd. W wyniku tajemniczej kontuzji Erickson pograł u boku Watersa zaledwie przez trzy miesiące. Wracając do omawianego utworu – jego ozdobą jest solówka na gitarze lap steel, dzięki której robi się intymnie i przestrzennie.

Szukając szybszych (choć nie mocniejszych) utworów, trafiamy na So Alive. Rytm country wzbogacają bogate partie skrzypiec. W zwrotkach urzeka ciekawe akcentowanie perkusji, w tle słyszymy również dźwięczną gitarę akustyczną i najróżniejsze dźwięki wydobywające się ze skrzypiec, łącznie z piskami. Kolejną propozycją stricte w klimacie country to In Heaven Making Love. Prosty rytm uzupełnia melodeklamacja Wilsona. Szczególnie ciekawie robi się w drugiej części, kiedy po solówce skrzypiec gitarzysta zaczyna wyciągać wyższe dźwięki, a kawałek robi się zdecydowanie bardziej intensywny. Definicję muzyki country przedstawia również El Camino Real. Coraz szybsze, proste tempo, zagrywki fortepianowe i solówki skrzypiec. Eksperyment, ale wbrew pozorom to jedna z najnudniejszych propozycji na płycie. Wracamy do spokojniejszej muzyki. Kapitalne Oh Girl otwiera coraz głośniejszy motyw fortepianu. Do śpiewającego Wilsona dołącza najpierw gitara lap steel, a później intrygujące, nieco cukierkowe dźwięki fletu. Chwilowa zmiana klimatu w bridge'u oznacza wejście mocniejszych, fuzzowych gitar. Klimat wraca jednak do początku – najpierw partia samotnie brzmiącej harmonijki ustnej, później chwytliwy motyw chórkowy. Ballada ponownie nabiera rozpędu i angażuje słuchacza. Bardzo dobrze zrobiony kawałek, który już samą muzyką opowiada pewną historię.

Stricte akustycznych klimatów jest na tym krążku więcej – to m.in. Pirate z ciekawą sekwencją akordów oraz kapitalny, walczykowaty Fun For The Masses z chwytliwym refrenem i podniosłą partią fortepianu. W nieco rozmytym Riding The Blinds ciekawostką jest nagła zmiana tempa i nastroju. Z nieco nudnawej ballady utwór przeradza się w klimatyczne, typowo amerykańskie granie. Udanym kawałkiem jest również Golden Apples, oparty na gitarze akustycznej. Kompozycja rozwija się powolnie, ale warto uzbroić się w cierpliwość. Ozdobą utworu są dźwięczne i bardzo taneczne motywy grane na harmonijce ustnej oraz flecie. Ciekawostką jest Enemies, kawałek oparty na chóralnym śpiewie Wilsona, perkusji z dużą ilością pogłosu i gitarach akustycznych. Brzmienie rodem z "Born To Run" Bruce'a Springsteena! Ozdobą płyty jest Platform, niezwykle kameralny utwór z melancholijnym, "wspominkowym" i nieco surrealistycznym tekstem. Urzekająca, powabna linia melodyczna i oszczędna aranżacja z harmonijką ustną na czele. Kompozycja przeradza się w ambientowe outro z fletem, mellotronem i organami w roli głównej. Kapitalny moment.

To nie jest przełomowa płyta. Na "Dixie Blur" Jonathan Wilson udowadnia, że jest bardzo dobrym songwriterem, mającym głowę pełną pomysłów. Mimo że płyta jest hołdem dla muzycznego dorobku Stanów Zjednoczonych i dużo w niej melancholii, nie brakuje dźwiękowych żartów i nagłych zmian klimatu. Muzyka jest świetnie zaaranżowana i wysmakowana. Minusem płyty jest jednak nierówny materiał. Można też przyczepić się do powtarzalności – momentami słuchając kolejnego utworu bazującego na fortepianie i gitarze akustycznej, można odnieść wrażenie, że płyta wystartowała od nowa. Mimo wszystko to jednak naprawdę udany krążek, którego warto słuchać przede wszystkim dla klimatu.

WERDYKT: ★★★★★★★ – interesująca płyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz