Deep Purple – Rapture Of The Deep (2005) [Recenzja]

Osiemnasta płyta studyjna wiekowej legendy rocka może wywoływać skrajne emocje. Przeciwnicy mogą twierdzić, że "Rapture Of The Deep" autorstwa Deep Purple to album nagrany w celu zapewnienia sobie przez muzyków godnego życia na starość, że to świadectwo upadku formy i życia w cieniu dawnych sukcesów. Zagorzali fani odpowiadają, że mimo upływu lat, muzycy nadal prezentują świeże propozycje i wnoszą do swojego charakterystycznego stylu gry nowe, interesujące akcenty. Kto ma rację? Prawda leży gdzieś po środku.

Już po pierwszym przesłuchaniu dostrzec można, że materiał zawarty na płycie jest równie nierówny jak opinie słuchaczy. Na "Rapture" mamy do czynienia z wieloma kawałkami charakterystycznymi brzmieniowo dla zespołu. Takie jak Money Talks, utwór otwierający płytę, ukazują kwintesencję brzmienia Purpli, mocne riffy, charakterystyczny refren i solówki oraz klimaty orientalne. Album zawiera niestety także bezpłciowe wypełniacze, które nie wnoszą nic nowego, a ich klimat znany jest słuchaczom zespołu od dawna. Najsłabszy punkt albumu tworzą utwory następujące po sobie – Don't Let Go  oraz Back To Back. Mają radiową długość, nieciekawą, typową strukturę i w trakcie słuchania płyty łatwo o nich zapomnieć. W drugim z utworów na reprymendę zasługuje kiczowate solo na syntezatorze Moog w wykonaniu Dona Aireya. Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na tytułowy Rapture Of The Deep, oparty na orientalnym riffie. Jest bardzo rozbudowany, ma mocny, przejmujący refren i wirtuozerskie solówki Aireya i gitarzysty, Steve'a Morse'a. Mocną stroną utworu jest także tekst wokalisty, Iana Gillana. "Zachwyt głębią" to zjawisko upojenia wywołane przez niedotlenienie mózgu podczas nurkowania. Autor wykorzystał tą metaforę by opisać uczucia podmiotu. Warto podkreślić, że album jest bardzo udany pod względem lirycznym. Większość utworów to rozważania dotyczące ludzkiej egzystencji. Choć brzmi to banalnie, teksty są naprawdę mądre i przemyślane. Mistrzostwem jest tekst w Before Time Began, który obnaża ludzką naturę. Podmiot zauważa, że każdy z nas za wszelką cenę poszukuje sensu istnienia, a religie sztucznie go wytwarzają. Utwór jest bardzo ciekawy również pod względem muzycznym, opiera się na tajemniczym, stonowanym riffie gitarowym. Dźwięki narastają przez trzy minuty, by kompozycja zmieniła klimat i pojawił się agresywny refren. Drapieżny charakter mocnej części utworu podkreśla bezbłędna gra Iana Paice'a na perkusji. Progresywność występuje także w balladzie Clearly Quite Absurd, opartej na przestrzennym brzmieniu gitar i fortepianu, nieco niepodobnej do twórczości Purpli. Klimat utworu stopniowo gęstnieje, brzmienie uzupełniają w najmocniejszych momentach organy Hammonda i dostojna gra Rogera Glovera na basie.

"Rapture Of The Deep" ma swoje bardzo mocne i niedoceniane momenty, ale to mimo wszystko za mało, by uznać płytę za bardzo dobrą. Do gorszego postrzegania materiału prowokuje także przeciętna jakość dźwięku, przede wszystkim słyszalna przy wokalach. Muzycy bez porządnego producenta (tutaj jest nim Michael Bradford, pracujący przede wszystkim z wykonawcami popowymi) potrafią błądzić i nie są w stanie wyciągnąć z nowych kompozycji maksimum możliwości.

WERDYKT: ★★★★★★★ - interesująca płyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz