Ucieczki legend rocka w stronę nowoczesnych brzmień często kończą się nieporozumieniem. Takie ryzyko podejmował też kameleon muzyki poprockowej, David Bowie, w obliczu narastającej popularności samplerów i cyfrowych brzmień. Rezultat w postaci płyt "Earthling" i "Hours" z końca lat 90. nie zadowalał fanów artysty oraz krytyków. Na albumie "Heathen" Bowie powrócił do swojego charakterystycznego brzmienia z lat 70., a syntetyczne brzmienia XXI wieku posłużyły mu wyłącznie do ozdobienia całego dzieła. Rezultat okazał się zaskakujący.
Zadziwiać może już pierwszy utwór. Sunday to rozbudowana kompozycja oparta na przetworzonym, kameralnym brzmieniu gitary i zsamplowanych perkusjonaliów. Głos Bowiego pojawia się już od pierwszych sekund, jest wyjątkowo patetyczny i dostojny. W momencie kulminacyjnym do ambientowego brzmienia dochodzi sekcja rytmiczna i utwór nabiera dynamiki. Całość zrobiona z pomysłem i zaskakującą estetyką – tego brakowało w muzyce Davida w poprzedzających latach. Zarówno muzyka, jak i tekst zwiastują całość albumu. Tematem przewodnim "Poganina" jest relacja człowieka z Bogiem oraz przeświadczenie o nietrwałości znanego nam świata. Problemy te przedstawia również wybitny I Would Be Your Slave, bezpośrednio kierowany do Pana. Podmiot traci wiarę w Jego możliwości i oferuje swoje posłuszeństwo w zamian za znak od niebios. Jest również przekonany, że Bóg szydzi z niego. Ta depresyjna wizja zobrazowana jest również patetyczną muzyką opartą na szybkim, jazzowym rytmie i niespokojnych, powolnych smykach. Ta mieszanka, ubarwiona oszczędnymi syntezatorami i gitarą elektryczną tworzy wyjątkowo wysmakowaną i niepowtarzalną kompozycję. Trzecim utworem pasującym klimatem do poprzednich jest synth-popowy Heathen (The Rays). Ponownie w roli głównej przetworzona gitara Gerry'ego Leonarda oraz przeszywające syntezatory i śladowe ilości sampli. Interesująca jest gra perkusji – cały utwór opiera się wyłącznie na nieprzerwanie uderzanej basowej stopie. Układ akordów i niespokojne jęki Bowiego sugerują posępną tematykę kompozycji. Podmiot sugeruje brak nadziei, jakby po braku odzewu ze strony Boga wiedział, że to nie On jest jej nosicielem. Co ciekawe, posępne utwory są przeplatane z mocnym, rockowym graniem. Tak jest w Afraid czy coverze zespołu Pixies, Cactus. Warto zwrócić uwagę na tekst tego pierwszego, który jest przemyśleniami małego chłopca naiwnie wierzącego w lepsze jutro. Nawiązania do niego można znaleźć w dziwacznym A Better Future. Kompozycja oparta na wyraźnym rytmie przypomina dziecinną wyliczankę, a w refrenie nabiera dramatyzmu. Podmiot naiwnie grozi Bogu, że jeśli nie spełni On jego próśb, porzuci wiarę. Zdecydowanym ukłonem w stronę pierwszych lat twórczości muzyka jest ballada Slip Away bazująca dźwiękach fortepianu i nieużywanego przez Bowiego od lat 60. Stylophone'u – kieszonkowego syntezatora. Jedynym nieporozumieniem na płycie wydaje się być natomiast singlowy Everyone Says 'Hi', który ma zbyt wakacyjny i sielankowy klimat. Przesadzony wydaje się także tekst w formie listu do ukochanej. Mimo przebojowego charakteru, utwór skończył na niskich miejscach notowań przebojów.
"Heathen" to wyjątkowo prywatna płyta Bowiego. W wywiadach artysta wielokrotnie przyznawał, że sam nazywa siebie "poganinem" i nie przekonuje go żadna wiara. Większość utworów w zestawie przedstawia jego przekonania i pesymistyczne przemyślenia dotyczące przyszłości. Album jest mieszanką kompozycji dynamicznych i refleksyjnych, jednak mimo doskonałej produkcji jest bardzo spójny stylistycznie. Szlachetny pop w najlepszym wydaniu.
WERDYKT: ★★★★★★★★★ – album bliski ideału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz