Zaprzeczenie regułom zawsze zaskakuje. Tak jest też w przypadku „Now What?!”, płycie nagranej przez zespół działający od kilkudziesięciu lat i sprawiający wrażenie wypalonego. Sięgając jednak po to wydawnictwo można odnieść wrażenie, że Deep Purple, band tworzony przez facetów mocno po sześćdziesiątce przechodzi drugą młodość i zaskakuje świeżością.
Największą wadą Purpli jest nierówność. Zespół potrafi nagrać genialny utwór (Child In Time), ale przy okazji wydać kilka prowadzących donikąd i bezpłciowych kompozycji. Trzeba przyznać, że na „Now What?!” zastosowano wszelkie środki by temu zaradzić. Co najważniejsze, utwory są zróżnicowane i pomiędzy mocniejszymi znaleźć można bardziej przestrzenne granie. Przykładem może być otwierający płytę, progresywny A Simple Song, podzielony na trzy części. Spokojne początek i zakończenie, oparte na brzmieniu nieprzesterowanej gitary i syntezatorze imitującym flet, przedzielone są mocnym graniem z perkusją i charakterystycznymi Hammondami Dona Aireya. Całość zawarta w czterech minutach. Progresji, tak dawno nie słyszalnej w Deep Purple jest tu więcej. Zachwyca kameralny Blood From A Stone, oparty na przestrzennej gitarze i pianinie Fender Rhodes, trochę w stylu Riders On The Storm The Doors. Przejmują mocne, krzykliwe refreny, dodatkowo przyprawione Hammondami. Genialnie brzmią też solówki, zarówno Morse'a, jak i Airey'a, dodatkowo wzmocnione pięknymi, fortepianowymi wstawkami. Siedmiominutowy Uncommon Man to także granie z najwyższej półki i nie waham się stwierdzić, że to powrót do formy z lat 70. i płyt pokroju „Machine Head”. Na wstępie podziwiać można niesamowite umiejętności gitarzysty Steve’a Morse’a w długim, rozwleczonym intrze. Do jego pasażu powoli dochodzą zjawiskowe syntezatory, następnie mocne bębny Iana Paice’a i gdy ten swoisty jam osiąga punkt kulminacyjny, wchodzi główny temat wraz z pierwszą zwrotką. Utwór słabnie również po w środkowej części, zostawiając miejsce jedynie na brzmienie Hammondów i podbijającej coraz mocniej perkusji. To przykład bardzo mądrego, pomysłowego rozwiązania kwestii struktury utworu. Na uwagę zasługuje również tekst napisany przez Iana Gillana, dedykowany Jonowi Lordowi , zmarłemu w tamtym okresie byłemu klawiszowcowi zespołu. O nietuzinkowym muzyku wspomina też nieregularny Above And Beyond, oparty na mocnym, soczystym riffie i melodycznym, wysokim wokalu. Utwór prezentuje także nadal ogromne możliwości wokalne Gillana. Jego występ na całej płycie jest wyjątkowo solidny i przyjemny dla ucha. „Now What?!” to, co ważne, płyta ukazująca także atuty, z których zespół jest znany. Na każdym kroku rozpoznać można charakterystyczne brzmienie organów czy swingującej perkusji, a dialog między Morsem i Aireyem w długiej, instrumentalnej sekcji w Apres Vous to już istny majstersztyk. Na albumie znaleźć można również wiele zapadających w ucho linii basowych. Zazwyczaj niedoceniany Roger Glover pokazuje pazur przede wszystkim w ciężkim Weirdistanie i mrocznym, singlowym Vincent Price. Warto podkreślić też wkład w płytę producenta, Boba Ezrina, znanego ze współpracy z Pink Floyd. Jestem przekonany, że to on zaszczepił w zespół nową energię i w przypadku wątpliwości pokazał muzykom lepsze i bardziej kreatywne rozwiązania. Aby dostrzec jak ogromny wpływ na zespół ma osobą na tym stanowisku, wystarczy posłuchać dwóch poprzednich płyt Purpli kierowanych przez popowego producenta Michaela Bradforda. Nawet jakość nagrania i przestrzenność brzmienia bardzo różni się na plus od wspomnianych poprzedniczek.
Dla takich albumów warto czekać aż osiem lat. Zespołowi służy spokojne kolekcjonowanie materiału i brak presji ze strony wytwórni. Na tym albumie Gillan i spółka udowodnili, że są prawdziwymi pasjonatami tego, co robią i nadal mają możliwości do odkrywania nowych muzycznych przestrzeni.
WERDYKT: ★★★★★★★★★ – album bliski ideału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz