Czasy seksu i narkotyków minęły – wywiad z Davem Kilminsterem (Roger Waters, Steven Wilson)

Roger Waters dotarł w sierpniu ze swoją widowiskową trasą „Us + Them” do Krakowa i Trójmiasta. Jednym z głównych bohaterów efektownego show był Dave Kilminster, etatowy gitarzysta byłego lidera Pink Floyd. W wywiadzie dla Czynników Pierwszych opowiada o tym, jak trafił do zespołu Watersa, opisuje swojego szefa i przekonuje, dlaczego warto być słownym.


Marcin Obłoza: Koncerty w Tauron Arenie i ERGO Arenie były wielkim przeżyciem dla słuchaczów. Usłyszeliśmy dużo klasycznych utworów Pink Floyd z płyt „Animals” czy „The Dark Side Of The Moon”. Czy można grać bez przerwy te same, znane utwory, z pasją i zaangażowaniem?

DK: Każdej nocy próbuję grać je coraz lepiej. Wciąż pracuję nad niuansami, by upodobnić moje brzmienie do oryginalnych partii z płyt. Taki mam styl – ciągle chcę poznawać coś nowego. Jest wielu gitarzystów, którzy osiągają pewien szczyt, po czym spada ich kreatywność i technika. Nie ma na to wytłumaczenia. Dzięki ciągłej nauce znane kompozycje floydów wciąż brzmią świeżo.

Na koncertach Rogera Watersa muzyka jest zawsze perfekcyjnie zgrana z wizualizacjami. Czy wobec tego na scenie jest miejsce na improwizację?

Wszystko jest zsynchronizowane co do sekundy, więc nie ma mowy o spontanicznym graniu. Roger jest perfekcjonistą, cały czas pracuje nad kształtem show. W tej chwili głównie skupia się na wizualizacjach, bo wciąż ma nowe pomysły.

Jakim jest szefem?

Świetnie się z nim pracuje. Jeśli robisz to, o co prosi, jest szefem idealnym. Lubię to, bo nie ma między nami niedomówień. Wychwytuje i na bieżąco omawia każdy najmniejszy błąd. Moim głównym zadaniem jest po prostu sprostanie jego oczekiwaniom. Następna w kolejności ma być publiczność, a później reszta zespołu. Rozmawiając o innych muzykach – Roger lubi zmieniać skład, z ktorym występuje. Poznawanie stylu gry nowych muzyków to niemałe wyzwanie. Od poprzedniego roku, w związku z premierą solowego krążka Rogera, „Is This The Life We Really Want?”, gra z nami trójka nowych muzyków. To producent płyty, Nigel Godrich, zaproponował ich Rogerowi. Szczególnie lubię grać z perkusistą, Joeyem Waronkerem, którego styl przypomina mi grę Nicka Masona.

Grasz z Watersem od dwunastu lat, ale na wspomnianej płycie ciebie nie słyszymy.

Po części dlatego, że byłem w trasie ze Stevenem Wilsonem. Ledwo wróciłem do domu i już następnego dnia dostałem telefon od Rogera. „Pracuję w Los Angeles z nowymi ludźmi i chciałbym, żebyś ocenił ich grę, bo może weźmiemy ich na trasę” powiedział. Myślałem, że dostanę nagrania, ale Roger od razu zaproponował mi, żebym po południu poleciał do studia, w którym pracował. Nie zdążyłem się nawet rozpakować po poprzedniej trasie (śmiech)! Ostatecznie nie zagrałem na albumie, bo gitary były już zarejestrowane przez Jonathana Wilsona i Gusa Seyfferta, a Roger nie chciał zbyt wielu gitarowych solówek. Ostatecznie niektóre z nowych kompozycji wykonujemy na żywo. Muszę przyznać, że z koncertu na koncert ewoluują, najwięcej nowych pomysłów pojawiło się w Picture That.

W Gdańsku zagraliście też Wait For Her, inny utwór z nowej płyty. Wykonywanie go na żywo to prawdziwa rzadkość.  
Gramy go zamiennie z innymi utworami, zawsze przed kończącym Comfortably Numb. Decyzja, jaki będzie przedostatni utwór, zapada w trakcie koncertu. Roger po prostu rzuca tytuł utworu, kiedy kończymy podstawowy set. Muszę przyznać, że za każdym razem gramy Wait nieco inaczej i kombinujemy nawet w trakcie gry.

Czytając recenzje trasy, można odnieść wrażenie, że to polityka, a nie muzyka, wywołuje wśród odbiorców najwięcej emocji.

Te wszystkie smaczki skierowane przeciwko Donaldowi Trumpowi są zazwyczaj przyjmowane naprawdę dobrze. Roger zawsze zabiera głos w ważnych sprawach. Zgadzam się z jego poglądem, że Trump to niebezpieczeństwo dla całego świata. Czasami Amerykanie mówią „jesteś Anglikiem, nie masz z tym nic wspólnego”. Uważam jednak, że jego rasizm może udzielić się rządzącym w innych krajach. Z drugiej strony muszę jednak przyznać, że nie jestem fanem łączenia polityki z muzyką. Wychowałem się na muzyce Siergieja Rachmaninowa, Claude’a Debussy’ego czy Niccolo Paganiniego. Zdaje się, że w ich kompozycjach nie ma polityki (śmiech). To czysta sztuka.

Jak trafiłeś do zespołu Watersa?

W 2006 roku dostałem informację o przesłuchaniu od mojego managera. W tej pracy umiejętności to jedno, ale ważny jest też twój charakter czy nawyki. Przed otrzymaniem angażu na trasę „The Dark Side Of The Moon Live” dużo rozmawiałem z całym zespołem. Oczywiście, musiałem odnaleźć się w różnych tempach czy klimatach muzycznych. Moje brzmienie gitary musiało być odpowiednio „tłuste” i śpiewne. Z drugiej strony Roger zwracał jednak uwagę na to, czy jestem dobrze zorganizowany albo czy nie stresuję się na występach przed kilkudziesięciotysięczną publicznością. Współpraca na scenie to jedno. Z całą ekipą spędza się jednak mnóstwo czasu w hotelach czy na lotniskach. Pytano mnie więc nawet, czy biorę narkotyki albo palę. Ważne było też, by wyzbyć się swojego ego – szczególnie pracując z kimś tak charakternym, jak Roger.

To całkowite zaprzeczenie stereotypowego „sex, drugs and rock&roll”.

Po prostu nie ma na to miejsca, szczególnie na tak dużej trasie, jak ta. Nawet gdybyś po pijaku zagrał przyzwoity koncert, następnego dnia trafisz na YouTube’a. Żeby wytrzymać obciążenia napiętego harmonogramu koncertów, dbam o dobrą kondycję – wspólnie z Ianem (Ritchie, saksofonista – przyp. red.), ćwiczymy niemal codziennie. Myślę, że czasy seksu i narkotyków już minęły. Wiem, że to bardzo smutne (śmiech).

Między kolejnymi trasami Rogera, udaje ci się raz na jakiś czas nagrać solowy materiał. Ostatni, „...And The Truth Will Set You Free...” ukazał się rok po zakończeniu ogromnej trasy The Wall Live. Masz już pomysły na kolejną płytę?

Cały czas piszę w trakcie trasy. W tym momencie mam ponad 600 wstępnych pomysłów na telefonie. Myślę, że mógłbym wycisnąć z nich nawet pięć płyt. Po zakończeniu trasy z Rogerem będę musiał posiedzieć kilka dobrych dni, żeby wszystko przesłuchać i wybrać najciekawsze motywy. Powinienem znaleźć na to czas w przyszłym roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz