David Crosby – Sky Trails (2017) [Recenzja przedpremierowa]

Siedemdziesięciosześcioletni David Crosby, legenda amerykańskiego folk rocka, były członek CSNY, jest ostatnio na fali wznoszącej. W piątek opublikuje swój trzeci solowy album w ciągu trzech lat. Sky Trails to zdecydowana zmiana stylistyczna w twórczości charyzmatycznego muzyka. Tym razem Crosby, przy wsparciu pokaźnej grupy wirtuozów, stawia na fuzję rocka i jazzu.

Album otwiera singlowy She’s Got To Be Somewhere, w którym rytm nadaje elektryczne pianino Fender Rhodes. To optymistyczny utwór w klimacie fusion jazzu, w którym, co dla muzyki Crosby’ego jest nowością, występuje również sekcja instrumentów dętych. Kameralny nastrój kompozycji dopełnia niepowtarzalny, brzmiący wyjątkowo młodo, wokal głównego bohatera płyty. Smaku dodają krótkie wstawki gitary oraz saksofonu. Sky Trails to płyta, na której rytmiczne i bardziej rozbudowane utwory są uzupełniane przez kameralne ballady oparte na jednym, głównym instrumencie. Przykładem może być tytułowa ballada, Sky Trails, w której potężne brzmienie gitary akustycznej, uzupełnianej przez harmonie wokalne Crosby’ego i Beccę Stevens, z którą muzyk współpracował przy okazji tworzenia poprzedniej płyty solowej, Lighthouse. Duet stopniowo buduje dynamikę, by w głównej części przejść do wielogłosu. Słowa refrenu przejęła Stevens, a Crosby buduje wokół nich odpowiednią aurę. Muzyk używa swojego głosu, niczym instrumentu, dodając do głównej linii melodycznej wiele pobocznych wątków. Całość z gracją uzupełnia saksofon sopranowy Steve’a Tavaglione’a. Pozostając w balladowych klimatach, warto zwrócić uwagę na dwie fortepianowe ballady. Before Tommorow Falls On Love, przepełniona jazzowymi akordami w wykonaniu syna Crosby’ego, Jamesa Raymonda oraz basowymi wstawkami Mai Agan, to wyjątkowo kameralne granie. Nastrojowy głos Crosby’ego perfekcyjnie uzupełnia muzyczne tło. Amelia, cover przyjaciółki muzyka, Joni Mitchell, to kolejny popis Raymonda, który wyprodukował album i miał duży wkład w brzmienie nagrań. Ten niedoceniany pianista prezentuje swoje możliwości dosłownie na każdym kroku. Wydawać się może, że w ramach projektu Sky Trails nie nagrał ani jednego zbędnego dźwięku. Jego kunszt można podziwiać w jednym z najlepszych utworów na płycie, rozbudowanym, siedmiominutowym graniu opatrzonym nazwą Capitol. Urzekające jazzowe akordy, przestrzenna gitara hawajska Grega Leisza oraz nieco toporny, elektroniczny rytm, tworzą wyjątkowo ciekawą, hipnotyzującą mieszankę. Wisienką na torcie jest długi dialog między saksofonem sopranowym, gitarą oraz oldschoolowym syntezatorem w końcówce. Takie granie, przyprawione dodatkowo lekko przybrudzoną gitarą Deana Parksa, może kojarzyć się z twórczością Crosby’ego za czasów CPR. Co ciekawe, na basie gra tu Andrew Ford, członek tego nieistniejącego już zespołu. Podobny klimat utrzymano również w Sell Me A Diamond. Mamy tu podobne instrumentarium, z fortepianem oraz gitarą hawajską na czele. Intryguje rytm, wynikający z połączenia automatu perkusyjnego, akustycznej perkusji (na której gra niezastąpiony Steve DiStanislao) oraz klaskania. Fraza „Makes conflict free sounds good to me” długo nie opuści waszych głów. Album jest kopalnią intrygujących linijek, nieco naiwnych, ale zarazem mających w sobie coś genialnego. W Here It’s Almost Sunset Crosby kontynuuje tytułowe słowa „ Why is the sun shining brighter? How can it be? How can still see?”. W kontekście jego narkotykowej przeszłości mają one niebanalne znaczenie. Muzyk przyznał w wywiadzie, że sam dziwi się, że nadal żyje. Przy okazji tego utworu nie sposób ominąć opisu warstwy muzycznej. Całość oparta jest na wyraźnym riffie basowym i powolnym rytmie. Przytulną przestrzeń tworzy pianino Rhodes oraz przeszywające, delikatne syntezatory. Kolejny raz, całość zdobią powabne wstawki Tavaglione’a na saksofonie. Zakończenie albumu to bardziej gitarowe granie, znane z poprzednich płyt muzyka. Wybija się urzekające Somebody Home, przepełnione kameralną aurą oraz ciepłym brzmieniem. Co ciekawe, solowy performance Crosby’ego uzupełnia tu zupełnie inny skład muzyków, niż w pozostałych utworach. David zaprosił do studia zespół Snarky Puppy, z którym, co ciekawe, nagrał utwór w niemalże identycznej wersji na potrzeby wydawnictwa live zespołu. Dzięki temu tylko tu słyszymy wstawki Hammondów czy dużą ilość perkusjonaliów. Co poza tym? Mamy tu melancholijne pianino, tremolową gitarę oraz wyjątkowo delikatną, ciepłą partię sekcji dętej, która brzmieniem przypomina syntezator. To zdecydowanie jeden z najlepszych momentów na albumie. Curved Air jest natomiast najbardziej eksperymentalnym utworem w zestawie. Skomponowany i zagrany przez Raymonda na gitarze klasycznej, jest połączeniem rytmu flamenco oraz, za sprawą rytmicznych sampli i shakuhachi, muzyki Dalekiego Wschodu. Skomplikowany rytm oraz niepokojący bezprogowy bas, tworzą klaustrofobiczną atmosferę. To jeden z najbardziej skomplikowanych utworów w dorobku Crosby’ego. Album zamyka Home Free, ostatni z zestawu akustycznych utworów. Kompozycja rozpoczyna się chłodnym pejzażem dźwiękowym, na który składają się chaotyczne dźwięki gitary akustycznej oraz kolejnego japońskiego instrumentu, koto. Pojawia się głos głównego bohatera płyty. Uzupełniają go potężne, ale delikatnie zagrane, akordy gitary akustycznej oraz fortepianu. Powolne tempo, refleksyjny tekst, w którym Crosby docenia swoje życie, a to wszystko w duecie ojca z synem. Klimatyczne zakończenie nastrojowego albumu.
W wieku, w którym oczekiwałbym od muzyka powielania sprawdzonych schematów, Crosby nagrał chyba najbardziej eksperymentalną płytę w karierze solowej. Oczywiście, spora w tym zasługa Raymonda, ale widać wyraźnie, że legenda folk rocka wciąż poszukuje, ma głowę pełną pomysłów i chętnie ucieka ze swojej strefy komfortu. Mimo że poszczególne utwory mają odmienne konwencje i zostały zagrane przez różne składy muzyków, to płyta ma spójny charakter. Obejmuje ona jeden, melancholijny nastrój, który został oddany na wiele sposobów z pomocą odmiennych filozofii grania. W wywiadzie Crosby przyznał, że sam może malować tylko w siedmiu barwach, ale z pomocą innych instrumentalistów może powiększać tę skalę. Coś w tym jest i Sky Trails wyraźnie to potwierdza.

WERDYKT: ★★★★★★★★ – bardzo dobra płyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz