Dominic Miller wyrósł w ostatnich latach na jednego z
najpopularniejszych gitarzystów rockowo-jazzowych na świecie. Rozwój solowej
kariery zaowocował kontraktem z największą jazzową wytwórnią na świecie – ECM.
To jej nakładem ukazał się „Silent Light”.
Miller, grający także od trzech dekad w zespole Stinga,
przyznawał w wywiadach, że myślał nad różnymi aranżacjami utworów. Okazało się
jednak, że nie udało mu się złożyć zespołu na czas. Zaproponował więc
producentowi, Manfredowi Eicherowi, nagranie materiału opartego w większej
mierze na swoich partiach. W taki sposób na płycie znalazły się jedynie partie
gitar i wspierających je perkusjonaliów, na których zagrał Miles Bould. Przykładem
takiego grania może być Water,
rozbudowana, składająca się z kilku wątków kompozycja, która opiera się na
gitarze klasycznej. Utwór zmienia tempo oraz nastrój, a rytm podkreślają
chwilowe wejścia shakerów. Taki charakter ma cała płyta. Miller, traktujący grę
na instrumencie w bardzo klasyczny sposób, bazujący na technice fingerstyle,
nawiązuje stylistycznie do swojego debiutu, „First Touch”. Zdecydował się
zresztą na takie samo instrumentarium jak na płycie z 1995 roku. Na „Silent
Light” zaciekawia przede wszystkim dobór repertuaru. Są tutaj zarówno nowe
kompozycje, jak i te, które zarejestrował już wcześniej w innej formie. Jest to
przede wszystkim muzyka ciszy i przestrzeni. W Valium słychać nawet uderzenia buta gitarzysty w trakcie gry. Warto
zwrócić uwagę, że nawet w nowych utworach słychać wyraźne nawiązania do
poprzednich nagrań artysty. Prawie sześciominutowy What Didn’t You Say to kompozycja idealnie definiująca styl gry
Millera. Wyraźnie słyszalne są tu cytaty Chanson I z płyty „November” oraz
Waves z „5th House”. Całość jest bardzo smacznie zmieszana. Le Pont to natomiast lekko
zmodernizowana Chanson II. Ostatnia z premierowych kompozycji, Chaos Theory, to najbardziej
energetyczna pozycja na płycie i zarazem jedyna, w której muzycy nagrali
overduby. Dwie gitary klasyczne wsparte są dodatkowo perkusją i akustycznym
basem, na którym zagrał Miller. To bardzo udany i nieco chaotyczny utwór,
naładowany jazzowymi dźwiękami. Na „Silent Light” mamy też aż siedem starszych utworów
nagranych na nowo. Najlepiej wypada z nich Angel,
oryginalnie nagrane w rozbudowanym składzie na płytę „5th House”. Miller przypomina swoje nieco
zapominane kompozycje z pierwszych płyt – Baden
i Urban Waltz, które, należy
przyznać, z powodzeniem się bronią. Gitarzysta zdecydował się także na
powtórzenie Tisane, które nagrał na
poprzednią płytę, wydaną zaledwie trzy lata temu. Ciekawostką jest Fields Of Gold Stinga, potraktowane
przez Millera w zupełnie świeży sposób i zagrane w innej tonacji. Muzyk odgrywa
jednocześnie partię rytmiczną i melodyczną, uzupełniając znaną kompozycję o
nowe akordy i wątki.
Płytę cechuje bardzo surowe, melancholijne i oszczędne
brzmienie. Wydaje się, że nagranie albumu składającego się w zdecydowanej
większości z kompozycji już wcześniej zarejestrowanych było w tym przypadku
dobrym pomysłem. Jak wiadomo, wytwórnia ECM to więcej niż zwykła firma, to
pewna filozofia publikowania muzyki, która ma swoje hermetyczne, ogromne
środowisko fanów. Miller, jako nowy w gronie muzyków monachijskiej oficyny
wydawniczej, pokazuje tak naprawdę nowej grupie odbiorców swoją dotychczasową
karierę w pigułce. Wybrał stylistykę, w której czuje się najlepiej i zagrywki,
które są dla niego charakterystyczne. Płyta, zarejestrowana w dwa dni w Oslo,
to zarówno pewne podsumowanie dotychczasowej kariery, jak i zapowiedź kolejnych
wydawnictw utalentowanego gitarzysty.
WERDYKT: ★★★★★★★★ – bardzo dobra płyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz