Kiedy w 1980 roku Phil Collins zakończył trasę ze swoim macierzystym zespołem, Genesis, miał wyjątkowo dużo czasu. Co więcej, przechodził wtedy wiele ciężkich chwil – z powodu wiecznego życia w trasie odeszła od niego żona. Załamany muzyk postanowił w ramach zabicia czasu tworzyć nowe utwory w swoim półprofesjonalnym, domowym studiu. Kompozycje tworzone pierwotnie z myślą o Genesis stały się, za naradą przedstawicieli wytwórni muzycznej, materiałem na debiutancką płytę solową.
Głównym sprawcą zamieszania i zmiany podejścia do domowych dem okazał się singlowy In The Air Tonight. Paradoksalnie, nie jest to typowy radiowy utwór. Budową przypomina utwór progresywny, a głównym motorem napędzającym strukturę jest tutaj skrupulatnie budowany klimat. Całość oparta jest na pętli automatu perkusyjnego Roland CR-78 i syntezatorach. Wraz z kolejnymi zwrotkami pojawia się również pianino elektryczne, gitara i pojedyncze talerze. Charakterystyczne wejście przestrzennej i mocnej perkusji ozdabia długo wyczekiwany finał utworu. Album można podzielić na dwa muzyczne środowiska – rockowe, nastrojowe kompozycje przeplatają się z dynamicznymi piosenkami o zabarwieniu soulowym. Do tych pierwszych zdecydowanie zalicza się przejmująca ballada The Roof Is Leaking, oparta na fortepianie i banjo. W tle nie ustaje cykanie świerszczy. Utwór płynnie przechodzi w instrumentalną kompozycję Droned, opartą na wariacjach jednego akordu granego na pianinie. Jest to ciekawy eksperyment, pojawiają się tutaj syntezatory, skrzypce oraz "voice drums", czyli coś w rodzaju beatowania. Rezultat jest bardzo interesujący. Ilustracja przechodzi w kolejny instrumental, Hand In Hand. Tutaj klimat tworzą dęciaki, dynamiczne wejścia perkusji i chór dziecięcy. Całość nie wypada jednak tak dobrze, jak wcześniej wymienione utwory. Wejścia sekcji dętej są momentami nieco kiczowate, a nucony główny riff nuży, wielokrotnie pojawiając się w kompozycji. Mam wrażenie, że utwór ma wyłącznie jedną funkcję – za wszelką cenę podkreślić nieprzeciętne umiejętności Phila na perkusji. Zachwyca fortepianowa ballada You Know What I Mean, w której partia wokalu Collinsa jest przepełniona skrajnymi emocjami. Całość ubarwiają nostalgiczne smyki, dzieło szesnastoosobowej orkiestry. Absolutną perełką jest If Leaving Me Is Easy, wolna, dostojna kompozycja, w której w roli głównej występuje pianino elektryczne i saksofon (gra na nim Don Myrick). Mnogość pogłosów kapitalnie uzupełniają wysokie chórki w wykonaniu Collinsa, są to wyżyny skali jego głosu. Delikatne wstawki gitarowe to natomiast sprawka Erica Claptona. Na płycie znajdziemy także całkiem wiernie odtworzony cover Beatlesów, Tommorow Never Knows. Wersja Phila, podobnie, jak kwartetu z Liverpoolu, jest oparta na pętli perkusyjnej odtworzonej od tyłu. Collins zachował wiele niuansów, które pojawiły się na oryginalnym nagraniu. Dzięki śpiewie w harmonii jego wokal brzmi monumentalnie. Powyższe utwory to duża dawka art rockowego grania. Takiego, którego niestety będzie na jego kolejnych płytach coraz mniej. Face Value to jednak także spora dawka szybszego grania w stylu R&B oraz soulu. Przykładem może być I Missed Again oraz Behind The Lines, w którym w roli głównej występuje sekcja dęta EWF Horns. Podstawę brzmienia w tym pierwszym tworzy także pianino. Warto podkreślić, że wszystkie partie tego instrumentu, mimo że były nagrywane w domowym studio, brzmią celujaco na całej płycie. W Thunder And Lightning dęciaki uzupełniane są przez przesterowane gitary Daryla Streumera. Kompozycja jest wyjątkowo energiczna, a krzykliwe wokale Collinsa bardzo dobrze współgrają z instrumentami. Funkowe I'm Not Moving to kolejny mocny punkt płyty. Zwarta sekcja rytmiczna bardzo dobrze uzupełnia się tutaj z fortepianem. Ciekawostką jest fakt, że niemal na wszystkich instrumentach zagrał tutaj sam Collins, jedynie bas był obsługiwany przez Johna Giblina. Warto też nadmienić, że kompozytor zagrał we wszystkich utworach na perkusji i w większości na instrumentach klawiszowych. W nieco bezbarwnym This Must Be Love rytm wyjątkowo grany jest na perkusjonaliach, przez co kompozycja jest delikatniejsza, ale brakuje jej zarówno przestrzeni, jak i dynamizmu.
Solowy krążek Phila Collinsa otworzył muzykowi wrota do przepełnionej sukcesami kariery solowej. Nic dziwnego, to kopalnia dobrych utworów. Dodatkowym walorem jest tutaj także przejawiający się momentami duch eksperymentu i niekonwencjonalności. Face Value to także potwierdzenie, że Brytyjczyk ma bardzo dobry gust muzyczny, wszak potrafił odpowiednio zmieszać utwory ze skrajnie odmiennych gatunków i stworzyć bardzo spójny materiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz